Batystowa tunika z żabotem.

    To moja ulubiona tuniczka, uszyłam ją z sierpniowej Burdy zaraz w piątek jak tylko dostałam ją w ręce.

   Materiałów kilka do wyboru, oczywiście szafka z nimi pęka w szwach, ale jak jestem w Częstochowie nie mogą się powstrzymać, żeby nie zrobić zakupów w moich ulubionych sklepach i choć logika mówi: "wyszyj najpierw to co jest w domu", ale coś innego podpowiada: "w domu to już w zasadzie nie ma z czego szyć, musisz kupić". Wiadomo, że posłucham tego co logiczne, czyli drugiej wersji i wychodzę ze sklepu z pełną wielką reklamówką ślicznych, miłych, delikatnych w dotyku cudeniek i w tym momencie zapominam o wszystkim złym i obmyślam jak skroić i co pierwsze uszyć. 

   Wracając do tuniki uszyta z cienkiego batystu w niebieskie nieregularne grochy, muszę nadmienić, że jestem fanką kropek, groszków i wszelkiego rodzaju kółek. 
   Materiału miałam dość dużo, kupiłam go z myślą o sukience 2,5 m. materiał , ale jak zaczęłam kroić okazało się, że mało na sukienkę i musi być tunika.
  Chciałam, żeby kropki zgadzały się z każdej strony, dół skroiłam ze skosu, żeby się lepiej układał i żabot szyłam dwa razy ten z opisu Burdy mi nie wyszedł, musiałam go wyrzucić i uszyć tak jak ja wymyśliłam bez podklejania i przeszywając zaszewki bo zostawione same sobie rozchodziły się i wyglądało to nieładnie.
    Tunikę skończyłam po około pięciu godzinach to długo jak na bluzeczkę, ale szybciej się nie dało, a ja wolę dokładnie. Od razu musiałam w niej pochodzić, pojechałam do koleżanki pokazać jej moje nowe dzieło i zrobiła mi zdjęcia w przepięknym ogrodzie. 











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz